Drogi Czytelniku! Cieszę się,że zajrzałeś do moich przemyśleń. Mam nadzieje,że po przeczytaniu tych kilkunastu zdań, nasunie Ci się refleksja, która pozwoli na zrozumienie własnych działań w stosunkach z innymi, ale również uściśli zrozumienie samego siebie. Pozdrawiam
„Mury milczenia” - rozważania
Zastanawiając się nad tą kwestią bądź co bądź z zakresu przystosowania społecznego, doszłam do wniosku, że proces przystosowawczy dziecka, a nawet uogólniłabym – każdego człowieka uwarunkowany jest wieloma czynnikami, a jednym z nich jest - nauczyciel.
Kogóż zatem nazwiemy przystosowanym społecznie?
Otóż myślę, iż w ogólnym pojęciu możemy za „przystosowanego” uznać kogoś, kto bez trudu podejmuje role wyznaczone mu przez innych (- chociażby tak popularne role: matki, żony, kochanki, gospodyni, czy też damy), kto zachowuje się do ogólnie przyjętych norm.
Wszelkie odstępstwa są od razu wychwycone i należycie przez ogół – „wytykane”.
A przecież wszystko to, co ulega w nas zmianie, czyli podejmowane role, zachowania, uzależnione są znacznie od zaspokojenia naszych potrzeb.
Z kolei te zależą znacznie od czynników socjokulturowych, czynników osobowości, a także od właściwości naszego organizmu, bo przecież na powstanie zaburzeń w przystosowaniu mogą również wpływać niekorzystne czynniki biopsychiczne każdego z nas..
Na podejmowanie jakiekolwiek ról, zachowań (konstruktywnych bądź destruktywnych) przez człowieka, a szczególnie dziecko - ma bezpośredni wpływ środowisko, w którym się znajduje, czyli szkoła, przedszkole,……nauczyciel.
Dlaczego się nie odzywasz, kiedy mówię do Ciebie?! – jakże często zadajemy to pytanie.
Zastanawiamy się – Dlaczego on milczy, nie tłumaczy się”?
Alice Miller twierdzi, iż wdrażanie do milczenia powstaje w wyniku urazów psychicznych.
Cóż to jest ten uraz psychiczny- otóż powstaje on w wyniku silnie stresogennego doświadczenia o charakterze traumatycznym.
Oto kilka przykładów na powstawanie takich urazów:
- blokujemy wyrażanie siebie, swoje potrzeby, uczucia, ponieważ …. nikt nas nie zauważa, ignoruje, nie rozumie; potrafi nas upokorzyć, okazać pogardę;
- wcześnie byliśmy przyuczani do posłuszeństwa, zależności i tłumienia uczuć;
- funkcjonujemy w „łańcuchu”: rodzice - ofiarami swoich rodziców itd.
A przecież wypierając fakty albo uczucia nie tylko oddalamy się od samych siebie, ale również zamykamy je ukrywając na zawsze w skrzynce, które tak naprawdę cały czas nas kontroluje, znajdując się w środku w nas, w naszym życiu,.
My najwyraźniej z takimi „skrzynkami” dajemy sobie radę, a i to nie wszyscy, bądź je bardzo, bardzo głęboko je ukrywamy.
Natomiast, kiedy dziecko napotyka na sytuację trudną, przerastającą jego możliwości poznawcze, emocjonalne, uogólnia. W następstwie tego uogólnienia są jego doświadczenia w postaci określonych sądów poznawczych o rzeczywistości, a zwłaszcza o sobie i powstaje stereotyp zachowania, które ma chronić przed kolejnymi przeżyciami.
Czyż o takie uogólnienie nam dorosłym chodzi?
Czy po to wychowujemy, by przekazywać te nasze skrzyneczki jako balast pokoleniowy naszych niespełnionych potrzeb?
Przecież już Freidenberg twierdził, iż należy – POMÓC CZŁOWIEKOWI ROZUMIEĆ ZNACZENIE WŁASNEGO ŻYCIA I ŻYCIA INNYCH LUDZI.
Czy my - dorośli, nauczyciele - nie oczekujemy tylko od naszych podopiecznych realizacji reguł związanych z czasem (powtarzających się schematów), reguł dotyczących postępowania, reguł związanych z realizacją danego przedmiotu, sytuacji edukacyjnej, a przede wszystkim „PRYWATNYCH REGUŁ” postępowania , naszych reguł?
Czy, aby u dziecka tworzymy pojęcia tego, co dobre a co złe?
Czy słusznie wskazujemy, za co można otrzymać nagrodę, a za co karę?
Czy swoim postępowaniem przypadkiem nie pomagamy realizować „ukrytego programu” każdego wychowanka, który wie, jakie działania musi wykonać, aby się nie narazić.
I cały czas ....... oczekujemy od dzieci, młodzieży odpowiednich postaw, a przecież to my – dorośli mówimy o sobie, że jesteśmy kulturalni, czyli tworzymy te najważniejsze wartości, przede wszystkim społeczne, zatem raczej w naszych postawach, zachowaniach powinniśmy szukać odpowiedzi. Moja mama mówi - przykład idzie z góry. I ma rację.
Wprawdzie na własne usprawiedliwienie wyszukujemy wśród najbliższych dziecku osób - tych z patologią, z brakiem umiejętności wychowawczych tzw. nieudolnością wychowawczą (fakt, że bycia rodzicem człowiek uczy się całe życie, nie ma reguł wg których wychowamy każde dziecko). Każdy z nas jest swoistą indywidualnością, a z tych indywidualności powstaje kolejna – dziecko - jeszcze większa. Ileż to razy słyszałam wokół siebie wypowiedzi – on to wyniósł z domu, on jest z rodziny patologicznej, a tak naprawdę, który z nas znawców(?) potrafi się przyznać do błędu, że tyle lat się uczył, tyle podyplomówek, warsztatów pokończył, a nie jest w stanie poradzić sobie z negatywnymi zachowaniami dziecka?
I tak naprawdę wiemy, skąd to się bierze -
nie słuchamy, co dzieciaki do nas mówią, my tylko oczekujemy, żądamy wg tego swojego „ukrytego programu”, zgodnie ze swoją „skrzyneczką”- tkwiącą głęboko.
Czy w ten sposób wychowamy, wskażemy drogę do zrozumienia siebie i własnego życia?- nie wiem.
Ja - chciałabym, aby chociaż jedno dziecko powiedziało o mnie, że byłam „dobrym wychowawcą”, „jej na nas zależało”, „lubiła mnie”, a nie tylko by widziało we mnie PANIĄ NAUCZYCIELKĘ, STARĄ JĘDZĘ, ........................itd..
A co o Tobie powiedzą po latach ? – MURY MILCZENIA?
Opracowała Anna Kosmowska